Death Stranding, czyli jak zostałem kurierem Sony

Tekst oryginalnie pochodzi z innej strony i został opublikowany w dniu 11/07/2022

Screenshot from Death Stranding PC

“America needs you!”

Tę frazę można usłyszeć w grze wielokrotnie, powtarzana co chwilę aż do znudzenia, opisuje, moim zdaniem, cały sens tej gry. Na początku miałem wątpliwości czy uda mi się w ogóle odpalić na moim PC ale pierwsze trzy godziny gry je rozwiały. Grę ogrywam w ramach subskrypcji Xbox Game Pass Ultimate (wiecie, taka mała reklama).

Nie ukrywam, że bardzo chciałem ograć ten tytuł i wydać w końcu opinię. Ze względu na premierę gry, tylko na początku, na platformę Sony – PS4 – musiałem obejść się smakiem i jedynie co mi zostało to obejrzenie wszystkich filmików z gry, ciekawe i ciężkie przeżycie. Dziś jednak to się zmieni i będę mógł w końcu wydać swoją opinie z pierwszej ręki. Dzisiejszy wpis jest tylko wstępem i przekazaniem pierwszych wrażeń po spotkaniu się z twórczością, pół-boga, Kojimbo Hideo Kojima.

“Symulator kuriera” – jak to można przeczytać w niektórych miejscach ale to określenie nie mija się z tym co dodatkowo dostajemy od gry. Nasza postać, Sam Porter Bridges, wykonuje zawód wolnego kuriera chodząc z punktu A do punktu B dostarczając co chwile nowe paczki. Stan bycia wolnym strzelcem kończy się po 10 latach gdzie przez różne zawiłości w fabule (nie chce spojlerować) Sam powraca do bycia kurierem pod szyldem Brigdes ratując (słynne “America needs you!”) przy okazji Zjednoczone Miasta Ameryki (United Cities of America).

I tak rozpoczyna się nasza przygoda z wizją Hideo Kojimy.

Snatcher

Hideo Kojima to dla mnie człowiek który ma pewną wizie na temat gier wideo i je po prostu tworzy. Ze smutkiem musze niestety stwierdzić i przyznać się, że nie grałem wcześniej w żadną z jego gier. Seria Metal Gear Solid totalnie ominęła mnie w moim życiu jako gracza, ale ten stan też niedługo powinien się zmienić.

Jak napisałem wyżej jedynie co mi zostało to obejrzenie wszystkich przerywników filmowych na YouTube, co więc uczyniłem, nie mając świadomości na co się godzę. A była to podróż dosyć dziwna, tak na prawdę zostałem wrzucony na głęboką wodę, w świat Hideo Kojimy bez jakiegokolwiek przygotowania. Jednak patrząc na to teraz, z dzisiejszej perspektywy, muszę powiedzieć, że to ma wszystko sens. Ale o tym, to może kiedy indziej.

Jedynym minusem o który muszę się przyczepić to są właśnie przerywniki filmowe. Tak, są długie i zanim de facto zacząłem czystą rozgrywkę to musiałem obejrzeć film.

A więc drogi czytelniku, czytelniczko, szykuje nam się nie lada historia do przeżycia.